Dzień szczęścia, niepewnosci i dalszych postanowień...
Może zacznę od jakiegoś początku. Dwa tygodnie temu rozpoczęłam kolejny raz walkę, walkę o swoje ciało a dokładniej kilogramy. Jak się zważyłam to doznałam szoku wagowego- pomyślałam o Boże nieeee nie może być tak źle.To nie może mnie dotyczyć. Hmmm może waga się zepsuła-tak właśnie tak.. Dla pewności ponownie się zważyłam-i zalałam się potem. Jak mogłam się do tego stanu doprowadzić!!!No szok po prostu szok.Była chwila paniki, leku, depresji, wściekłości na samą siebie i cały świat.
Hmmm na samym końcu dotarłam do postanowienia, w którym utwierdziła mnie koleżanka. Przeanalizowałam wszystko i doszłam do wniosku, że może to co jest takie dalekie i niemożliwe do osiągnięcia jest tak blisko mnie, na wyciągniecie ręki. Może już dorosłam do tego, aby podjąć pewne decyzje. Decyzje odnośnie mnie i mojego ciała.
Klamka zapadła-decyzja została podjęta. Przeprosiłam się z dietą z zeszłego roku przestudiowałam jeszcze raz bardzo dokładnie i maszyna ruszyła. Dzisiaj zważyłam się pod dwóch tygodniach i pierwsze 3 kilosy poszły!!!Szok bo gdy wchodziłam na wagę to miałam łzy w oczach. Później już tylko łzy szczęścia i dalszego utwierdzenia siebie samej w tym co robię, bo przecież robię to dla siebie samej i mojego zdrowia.A ono jest najważniejsze.